Zakonnice, pracujące w szkołach, podobnie jak księża, otrzymują wynagrodzenie na postawie umowy o pracę. Jak wylicza suberbiznes.se.pl, dotyczy to 10 proc. sióstr zakonnych.
Opublikowano: 2015-10-18 12:18:37+02:00 Dział: Świat Świat opublikowano: 2015-10-18 12:18:37+02:00 Fot. Siostry Misjoarki Okazuje sie, że poprawność polityczna przestaje być domeną sytych społeczeństw Zachodu, ale rozprzestrzenia się na cały świat. Z Indii przyszła właśnie wiadomość, że siostry Misjonarki Miłości muszą zamknąć ośrodki adopcyjne w prowadzonych przez siebie sierocińcach, ponieważ nie chcą oddawać dzieci do adopcji parom gejowskim i “singlom”. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy zgromadzenie założone przez bł. Matkę Teresę z Kalkuty zmuszone zostało do zamknięcia kilkunastu ośrodków adopcyjnych. W Indiach sieroctwo jest olbrzymim problemem społecznym. Jak donosi brytyjski “Telegraph”, jest to zjawisko niepoliczalne, ale w całym kraju może być nawet od 20 do 30 milionów sierot (na 1 miliard 250 milionów ludności). Do czasu przybycia chrześcijańskich misjonarzy nikt nie prowadził tam ani sierocińców, ani domów opieki, ani ośrodków adopcyjnych. Najczęściej bowiem porzucone i bezdomne dzieci wywodzą z najniższych “niedotykalnych” kast. Mimo starań “sióstr kalkutanek”, odzew adopcyjny jest w Indiach niewielki. Przedstawiciele wyższych kast, których stać na utrzymywanie dzieci, nie chcą bowiem włączać do swoich rodzin osób z niższych kast. W zeszłym roku w całym kraju adoptowano zaledwie 4 tysiące dzieci. Większość z nich właśnie dzięki Misjonarkom Miłości. Zakonnice próbowały odwoływać się od decyzji władz, ale w odpowiedzi usłyszały, że muszą się podporządkować świeckiemu prawu. Siostry zapowiedziały, że dalej będą prowadzić swe sierocińce, ale już bez prawa oddawania dzieci do adopcji. Przedstawiciele katolickich organizacji charytatywnych w Indiach uważają, że skutkiem wprowadzenia nowego prawa stanie się spadek i tak niewielkiej liczby adopcji do normalnych rodzin. Kolejny triumf ideologii nad życiem… Publikacja dostępna na stronie:
Jacka Prusaka „w Polsce to zjawisko ma większą skalę”. – U nas jest więcej duchownych i zakonnic niż w wielu krajach razem wziętych, więc tych przypadków nie może być mniej – tłumaczy Augustynowi. Z kolei Lucetta Scaraffia, była szefowa „Donne Chiesa Mondo”, wyjaśnia, że „księża mogą wykorzystywać zakonnice, bo
Informacja nieprawdziwa, kolejna manipulacja Żadnego oddawania dzieci homoseksualistom nie odmówiły. Chodzi o nową reformę, gdzie single i rozwodnicy mogą adoptować dzieci. “We have already shut our adoption services because we believe our children may not receive real love,” Przy czym żadnego takiego przypadku adopcji przez homo nie było, a w Indiach za homoseksualizm grozi dożywocie. jak zwykle straszy genderem. Źródła:
\nzakonnice pracujące w szpitalach prowadzące sierocińce
Sen o zakonnicy może oznaczać refleksję nad własnymi wartościami, sumieniem czy koniecznością podjęcia moralnych wyborów. Może to być sygnał, że śniąca osoba skupia się na aspektach moralnych i etycznych w swoim życiu. Samotność i oddzielenie: Zakonnice często żyją w odosobnieniu i oddzielają się od świata zewnętrznego. Ogólna Izba Przyjęć przyjmuje pacjentów: przywiezionych przez zespół ratownictwa medycznego zgłaszających się ze skierowaniem do szpitala zgłaszających się bez skierowania w stanie zagrożenia życia lub nagłego pogorszenia stanu zdrowia Zadania Ogólnej Izby Przyjęć: rejestracja pacjenta zgłaszającego się do izby przyjęć przyjęcie do oddziału szpitalnego pacjenta zakwalifikowanego do hospitalizacji udzielenie porady i pomocy doraźnej pacjentowi, który nie kwalifikuje się do hospitalizacji
Wstrząsająca sprawa opisana przez @SzJadczak Prowadzące DPS zakonnice znęcają się nad dziećmi z niepełnosprawnością intelektualną. 📍 Panie Wojewodo, @Lukasz_Kmita, nadzoruje Pan takie placówki. Co Pan zrobił w tej sprawie . 12 Jun 2022

Kościół katolicki i ewangelicki znów są pod pręgierzem. Filmy z lat 60-tych pokazują, jak opiekunki maltretowały niemowlęta w sierocińcach: dzieci były bite, przywiązywane do łóżek, wyciszane środkami uspokajającymi. Magazyn polityczny "Report Mainz" przygotował reportaż o praktykach, jakie miały miejsce w latach 1949 - 1975 w sierocińcach dla niemowląt prowadzonych przez katolicki Caritas i ewangelicką Diakonie. Tysiące dzieci było tam bitych i krępowanych. Zakonnice i pracownice diakonii radziły sobie w ten sposób z trudną sytuacją: nawałem pracy przy braku personelu. Częstokroć jednej, niewykwalifikowanej opiekunce powierzano pieczę nad dziesięciorgiem niemowląt. Najważniejszy spokój Pedagog społeczny prof. Manfred Kappeler w telewizyjnym reportażu stwierdził, że powszechnie wiadome było, iż dzieci były krępowane. "Dzieci przywiązywano za ręce i nogi do łóżeczek, niespokojnym dzieciom aplikowano środki uspokajające i nikt nie był świadom okrucieństwa takiego postępowania" - powiedział ekspert. "Najważniejsze, żeby był spokój". Zdaniem specjalisty były to metody powszechnie stosowane w sierocińcach. Prof. Keppeler jest rzeczoznawcą w Komisji Petycji Bundestagu, gdzie służył jako doradca w kwestiach wychowania w placówkach opieki społecznej. Według jego szacunków w sierocińcach dla dzieci w wieku od 0 do 3 lat wychowywało się 260 tys. dzieci. W roku 1967 istniały jeszcze 333 takie ośrodki. Kwarcówka zamiast słońca Nie wszystkie dzieci były otaczane troską W reportażu przytacza się także wyniki kilku naukowych badań, które udowodniły, że dzieci, które przebywały w sierocińcach dłużej niż pół roku, miały poważne deficyty w rozwoju językowym, społecznym i ruchowym. Ponieważ dzieciom w sierocińcach nikt nie okazywał troski, zapadały na tzw. chorobę sierocą i część z nich trzeba było hospotalizować. Materiał filmowy z lat 60. służący do celów naukowych pokazuje dzieci z ochronek, apatycznie siedzące w łóżeczkach i rytmicznie bujające się - są to typowe objawy choroby sierocej. Zdjęcia z niemieckich sierocińców z lat 50. i 60. pokazują dzieci skrępowane i niemowlęta pod lampami kwarcowymi. Podopieczni z ośrodka dla niemowląt w Schorndorf koło Stuttgartu były naświetlanew ten sposób, ponieważ nie było czasu, żeby wyjść z nimi na dwór. Marianne Doering, która pracowała w jednym z takich ośrodków w latach 60. opowiadała, jak straszne przeżywała sytuacje: "Dzieci sadzano na nocniki, przywiązywano je i siedziały tak czasami przez godzinę. W coraz dłuższych odstępach czasu ktoś sprawdzał, czy coś zrobiły. Jeżeli nocnik był pusty, kobiety krzyczały na dzieci. Koleżanki, które pracowały obok mnie biły czasami dzieci po twarzy mokrą ścierką, pieluchą albo czymś, co miały pod ręką". Reportaż emitowany będzie w poniedziałek, o godz. w pierwszym programie telewizji, ARD ARD, afp/ Małgorzata Matzke Alexandra Jarecka

Kontrole w DPS w Jordanowie i w całym kraju Do tych doniesień odniosła się w poniedziałek także minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg.. W związku z doniesieniami medialnymi nt. nieprawidłowości w jednym z DPS-ów, zwróciłam się do wojewodów z prośbą o przeprowadzenie dodatkowych czynności kontrolnych w nadzorowanych przez nich DPS-ach i placówkach całodobowej
– Czy trzeba wyjeżdżać aż na Mazury, żeby się szkolić? – dziwi się pani Katarzyna. – Przecież w naszym szpitalu jest piękny obiekt administracyjny, w którym jest sala na organizację konferencji i szkoleń. Czy strategii rozwoju szpitala nie można było omawiać na miejscu? – zastanawia się nasza Czytelniczka. Trudno jej zrozumieć takie wydatki placówki, gdy cały świat walczy z pandemią. Szkolenie, w dniach od 10 do 11 września, miało się odbyć w hotelu Zamek Ryn na Mazurach, czyli ok. 300 kilometrów od Białej Podlaskiej. Jak czytamy na stronie internetowej, ceny za jednoosobowy pokój zaczynają się tam od 245 zł za noc. Magdalena Us, rzecznik Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego, odpowiada, że było to seminarium szkoleniowe Zespołu ds. Strategii Szpitala. – Uczestniczyli w nim pracownicy szpitala reprezentujący poszczególne działy oraz komórki organizacyjne jednostki – zaznacza. W sumie 40 osób wyjechało na Mazury. – Żadna firma zewnętrzna nie była zaangażowana w zorganizowanie szkolenia, a koszty pokryte zostały z budżetu szkoleniowego szpitala zaplanowanego na ten rok. Pani Katarzyna swoje zapytania skierowała też do marszałka województwa lubelskiego, któremu podlega Wojewódzki Szpital Specjalistyczny. Remigiusz Małecki, rzecznik marszałka, przyznaje, że urząd nie miał wiedzy o takim szkoleniu. – Departament Zdrowia i Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego zwrócił się do dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego o przesłanie wyjaśnień w tej sprawie. Z odpowiedzi udzielonej marszałkowi przez dyrektora szpitala wynika, że „realizacja szkolenia wynikała z konieczności zbudowania strategii szpitala, szczególnie na okres nadchodzącej nowej perspektywy finansowej na lata 2021-2027”. – W szpitalach ogłasza się zakaz odwiedzin dla pacjentów, odwoływane są zaplanowane zabiegi, a tymczasem w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym pracownicy szkolili się w luksusie – podkreśla pani Katarzyna. Obecnie w placówce obowiązuje całkowity zakaz odwiedzin. Kilka dni temu szpital, z polecenia wojewody, wstrzymał planowe przyjęcia tzw. „niezabiegowe”, aby tym sposobem zwiększyć liczbę łóżek „zakaźnych”. O wyjaśnienia do dyrekcji placówki zwróciła się także lubelska Fundacja Wolności. Jej prezes Krzysztof Jakubowski chce wiedzieć, z jakich źródeł szpital finansował wyjazd i jaki był program szkolenia. – Na razie jest to doniesienie medialne. Dlatego wystąpiliśmy z pytaniami, aby poznać więcej szczegółów. Ciekawe na przykład, czym się kierowano wybierając tak daleką lokalizację. Liczymy na szybkie wyjaśnienia władz szpitala. Urząd Marszałkowski zapewnia, że bialski szpital jest w dobrej sytuacji finansowej. – Koszty szkolenia, nie miały żadnego wpływu na pogorszenie sytuacji finansowej, również w obszarze COVID-19 – zaznacza Małecki. – Szkolenie odbyło się w dniach 10-11 września. W tych dniach w obszarze COVID-19 hospitalizowanych było odpowiednio 7 i 6 pacjentów. Był to okres minimalnych zachorowań. Nieobecność części załogi szpitala nie miała wpływu dla funkcjonowania oddziałów i całego szpitala.
Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny (Congregatio Sororum Missionariarum Sanctae Familiae) zostało założone przez bł. Bolesławę Lament w 1905 roku w Mohylewie nad Dnieprem, w celu przygotowania i realizowania idei zjednoczenia chrześcijan wschodnich z Kościołem katolickim, a równocześnie umacniania katolików w wierze, których jedność z Kościołem, w tamtych
Please verify you are a human Access to this page has been denied because we believe you are using automation tools to browse the website. This may happen as a result of the following: Javascript is disabled or blocked by an extension (ad blockers for example) Your browser does not support cookies Please make sure that Javascript and cookies are enabled on your browser and that you are not blocking them from loading. Reference ID: #c8b2802e-141a-11ed-9533-78734a4f7953
pUvUnH. 206 135 443 18 30 361 160 303 24

zakonnice pracujące w szpitalach prowadzące sierocińce